Stempluję salceson w mięsnym

Cześć,

Jeśli szukasz recenzji kosmetycznych, tutoriali krok po kroku, albo testu najnowszej paletki Maxineczki to… możesz śmiało przestać czytać dalej ten post 🙂 Mocno odejdę od tematu wizażu, ale myślę, że każdy/a z Was zetknął się z tym zagadnieniem.

Od niedawna kołacze mi się po głowie jeden temat. A gdy trafiłam kilka miesięcy temu w środowisko niezbyt mi miłe, stwierdziłam, że muszę przelać to co myślę, na bloga.

Znacie piosenkę Artura Andrusa – „Piłem w Spale, spałem w Pile”? Jeśli tak, to ja od dobrych kilku lat tak się właśnie czuję. Małe wyjaśnienie o czym piosenka – podmiot liryczny uważa, że kreowanie się na lepszego od reszty świata jest bez sensu, widzi jak mijają go „poważni” ludzie w garniturach, są nad wyraz ambitni, starają się wszystkim coś udowodnić, a tymczasem jego potrafi ucieszyć… dobra impreza:

„Idą sobie polną drogą
Tacy, którzy dużo mogą,
Trąbka im do marszu gra,
Dyrektory i prezesy
Łase toto na sukcesy
A tymczasem ja:
Piłem w Spale, spałem w Pile
I to jak na razie tyle (..)”

Jest mi z tym świetnie. Jestem jak Pan Artur Andrus.

Do rzeczy, co skłoniło mnie do przemyśleń:

Pewnie pomyślicie, że trafiłam na jakiś oficjalny event polityków, albo panie w urzędzie mnie zaorały, ale nic z tych rzeczy. Sytuacja dzieje się na imprezie w damskim towarzystwie. Cieszyłam się na tą imprezę, bo ogólnie, jak wyżej wspomniałam dobre party wpływa mi pozytywnie na humor, mimo, że większości dziewczyn po prostu nie znałam. Trafiłyśmy do tzw. esceape roomu. Wiecie, to miejsce, gdzie rozwiązujesz różne trudne zagadki, by na końcu znaleźć klucz, który otwiera tenże pokój. OK – może nigdy nie byłam asem z matmy, ale całek tam do liczenia nie było. Koleżanka nr 1 mnie zignorowała, liczy sama. Druga przerwała mi w połowie. Trzecia zasłoniła mi stół z rachunkami. Myślę sobie – pewnie mi się wydaje. Ponawiam próbę. Kolejny strzał w mordę. Po kilku minutach usiadłam sobie w kącie, bo stanie i pchanie się do zagadek trochę mnie zmęczyło. No laski po prostu chciały się wykazać. Najwyraźniej są zajebiście mądre.

Impreza przenosi się na chatę, okazuje się, że… brakuje kieliszków do wina 🙂 No ok, zdarza się. Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nigdy:

  • nie pił z gwinta alkoholu
  • nie pił wina ze szklanki
  • nie pił z jednego kielicha z kimś innym

Mogłabym tak w nieskończoność, ale dorzucę od siebie, że w wieku 27 lat otwierałam z przyjaciółką piwo wieszakiem 😀 (długa historia.) Nie ma więc co panikować z powodu braku pasującego szkła, tym bardziej, że zaraz organizatorka oznajomiła, że są szklanki. Głośno wyrwałam, że przecież „damy radę, a arystokracji tu nie ma ;)” I nagle, nastała straszna cisza, miałam wrażenie, że nawet muzyka na chwilę się zatrzymała, że wszystkie dziewczyny rzucają mi oceniające spojrzenie, jedna z nich powiedziała:
„Co jak co, ale ja ze szklanki wina nigdy się nie napiję”
Ja: „A co, inaczej smakuje?:>”
„Oczywiście! Przecież zupełnie inaczej uwalnia się bukiet smaków!”

A na stole stało EL SOL za 19 zł i Kadarka xD. 

Jedyne zdanie bezpośrednio skierowane do mnie podczas całej nocy, oprócz tego o bukiecie, padło w trakcie gdy dziewczyny mówiły czym się zajmują na codzień. Jedna to product manager, druga account manager, trzecia asystentka prezesa, czwarta cośtam pilnuje jakości w korpo, piąta jest specjalistą ds. sprzedaży. „No a Ty? *spojrzenie pełne politowania* Jaki zabieg na twarz polecasz?…” 
Wiecie, dopiero wtedy mnie olśniło. Że one do ciężkiej cholery mną gardzą. Gardzą straszliwie. Uważają za jakąś gorszą. Bo nie mam służbowego laptopa, bo nie jeżdżę w delegacje, bo nie klnę na poniedziałki i nie mam płatnego urlopu.

Mimo, że nie jestem kosmetologiem, a wizażystką, stwierdziłam, że odpowiem jednym suchym zdaniem „Polecam mikrodermabrazję” (heh to jeden z niewielu jakie kojarzę), i zmyję się do domu. Nie miałam zamiaru nikomu się tłumaczyć z tego dlaczego robię to co robię, ani przekonywać go, że to co robię jest super i da się z tego wyżyć. Nie chciałam też mówić, że nie jestem analfabetką, i skończyłam szkołę średni (wyższą też) i nie jestem niczyją utrzymanką (choć w tym też nie ma nic złego, ale czaicie klimat). Mimo wszystko dotknęło mnie to, że ktoś ocenił mnie przez pryzmat zawodu. Panny na pewno robią poważne rzeczy i piją biznesowe kawy. Ja dorabiam tylko i usługuję zapewne takim jak one piłując im pięty.

Na drugi dzień wylałam to wszystko z siebie u mojej mamy. Zrelacjonowałam całą sytuację, myśląc, że mama zdziwi się, że ludzie tak surowo oceniają (że w ogóle oceniają) kogoś ze względu na rzeczy które robi. Usłyszałam jednak:

„Dziecko… ile razy ja trafiłam w środowisko ważniaków, którzy deptali mnie jak karalucha. Szybko zreflektowałam się, że ważne dla nich jest zakres obowiązków w pracy lub stan portfela. Od tamtej pory zawsze na tego typu spotkaniach na pytanie „A ty… czym się zajmujesz?” odpowiadałam: stempluję salceson w mięsnym.” 

Oczywiście, że tego nie robiła. Choć mogłaby, bo niby czemu nie :)?

A teraz mała retrospekcja:

Mając 20 lat zaczęłam pracować w wyuczonym później zawodzie – dziennikarza/specjalisty ds. PR./marketingu. Wcześniej odbywałm praktyki w jednej z najpopularniejszych stacji telewizyjnych (możecie strzelać w której) w Polsce, wygrałam tam miesięczny staż w Warszawie, którym pogardziłam (WTF). Najpierw pracowałam w małej firmie na samodzielnym stanowisku PRowca (którą akurat zajebiście wspominam), później w dużej, bo przecież trzeba się rozwijać, trzeba mieć stabilną etatową umowę. Byłam jedną z trzech osób w Polsce, które przeprowadzały rebranding jednej z największych firm zajmujących się ochroną środowiska. „Gasiłam” pożary, świeciłam oczami przed pracownikami (employer branding, bitches), organizowałam konferencje prasowe, składałam zamówienia za miliony złotych, odbierałam telefony o 5 rano i o 23 wieczorem, raz na da tygodnie jeździłam do Mordoru w stolycy i odbywałam burze mózgów i jadłam lancze. Oglądałam, jak dorośli ludzie sikają na widok wyżej posadzonych od siebie, śmieją się z nieśmiesznych żartów, i raportują swoje (choć najczęściej nie swoje) wyniki. Pewnego pięknego dnia, gdy wiedziałam, że to kolejny dzień w pracy, której nie znoszę, poleciała mi łezka, gdy robiłam sobie herbatę z miodem (nie umiałam rano jeść ze stresu śniadania) i stwierdziłam, że składam wypowiedzenie. Walnęłam garsonką w kąt. Zrozumiałam, że słoma z butów mi wystawała, ale nie chciałam jej ukrywać pod spodniami w kantkę, bo wcale jej się nie wstydziłam.

Kochałam malować, ale nigdy przez sekundkę nie pomyślałam, że to może stać się moim zawodem i sposobem na życie. Do tamtej chwili. Szukałam ucieczki od poważnych panów i pań.

11262418_1084594311554425_6708683721139380367_o
Ja za korpo-smutnych-czasów. Pomarańczowego blondu proszę nie komentować. 🙂 Kwaśną minę mogę mieć ze względu na obcasy w których stoję. 

No i jestem tu i teraz, mam swój kolorowy świat, pełny kreatywnych wyzwań, pieniądze zarabiam, jestem samodzielna, zadowolona, usatysfakcjonowana, wysypiam się, szukam nowych możliwości rozwoju, dzielę się doświadczeniem. Nie wracam do tego co było, to po prostu nie było dobre dla mnie.

„Stemplowanie salcesonu w mięsnym” jest natomiast dla mnie wspaniałe ❤ If you know what I mean.

Libra_otw.png
A to ja teraz. Ja naprawdę. Ja, jaką się lubię. 

P.S. Szanujmy się zawsze i bez względu na wszystko.

Buziak, Anya.

 

12 myśli w temacie “Stempluję salceson w mięsnym

Add yours

  1. Najgorsze podejście którego nienawidzę do naszego zawodu, który wbrew pozorom łatwy nie jest (życzę każdej Pani manager godzinkę sam na sam z kapryśna PM). A koniec końców gdy przychodzi do sytuacji gdy wielka i szanowna Pani manager ma jakąś większą imprezę, to się okazuje, że NAGLE sobie przypomina o swojej koleżance która jest wizażystka i się okazuje, że wtedy człowiek jest jej największym przyjacielem (mimo, że ostatnio rozmawiałyście z 5 lat temu) i bardzo chciałaby skorzystać z Twoich usług. Najlepiej za darmo, bo przecież takie z waszej przyjaciółki. A poza tym- przecież robisz to tylko dla własnej przyjemności, no bo zarabiać na makijażu to nie ma opcji. Poza tym- przecież wielkiej manager nie stać na tak duży wydatek.

    Polubienie

  2. Człowiek pod koniec swojego życia żałuje rzeczy których NIE zrobil a nie tych co zrobił …. gratuluje Ci wyboru . Tego ze postawiłaś na SiEBIE
    A tak między nami zawod wizażysty jest najlepszym zawodem pod słońcem ✌🏽❤️

    Polubienie

  3. Dziewczyno ja to chyba bym tam na tej imprezie tylko z Tobą gadała! Jestem managerka ALE lubię to co robię, nie oceniam ludzi i nie wywyzszam się, wręcz przeciwnie czasami słyszę że mi nie wypada tak mówić /myśleć /szaleć dlatego w pracy ludzie mnie szanują i lubią (te lasie napewno nie mają szacunku nikogo) . Jest na więcej 😉 normalnych, szalonych ludzi nie przejmuj się tymi paniusiami tak jak ja to robię. Pozdrawiam gorąco! Podpisuje się po wpisem w 100%

    Polubienie

    1. Takich ludzi nam potrzeba ❤I chyba dochodzimy do clue – jesteś z siebie zadowolony, jak praca sprawia Ci satysfakcję. Nie sam zawód jednak czyni Cię wartościowym i fajnym człowiekiem, lecz to co masz w głowie, serduchu i jak traktujesz innych. Nie przejęłam się, tzn. zrobiło mi się przykro, że takie zjawisko funkcjonuje. 🙂 Widzisz, brakowało mi sojusznika takiego jak Ty😂 ściskam mocno!

      Polubienie

  4. Aniu, nawet gdybyś zbierała truskawki na polu albo wykonywała gorszy zawód dalej będę Cię szanował i nie tylko ja, bo już słyszałem opinie na Twój temat innych osób. A co do dziewczyn z którymi miałaś styczność, to powiem Ci wprost, nie masz się czym przejmować, bo wielcy ludzie nigdy nie mówią jak są wielcy z prostego powodu każdy to wie, a jeśli nie wie to prędzej czy później się o tym przekona i będzie Cię szanował. Masz klasę, brakuję Ci trochę dystansu … po prostu posłuchaj swojej mamy i olej takich ludzi, a jeśli masz do tego sposobność pokaż im ich niewiedzę, mówiąc że jesteś tylko prostą makijażystką.

    Pozdrawiam

    Wujek Stefan

    Polubienie

  5. Gratuluję Ci Aniu! Niewiele ludzi nie ma tyle odwagi, by rzucić dobrze płatną pracę w korpo i robić to co naprawdę kocha…
    A tacy co ludzie których opisujesz w ten sposób próbują leczyć własne kompleksy. Nic tylko trzeba im współczuć;)

    Polubienie

  6. Super wpis!!!
    To takie prawdziwe. Moja historia jest podobna…ciepłą posadkę przy biurku i wyuczony zawód zamieniłam na stylizację paznokci. Teraz jestem szczęśliwą posiadaczką wlasnego, małego studia 😉

    Polubienie

  7. Doskonały tekst. Mi się wydaje, że często tego typu kpiny wynikają z zazdrości. Robisz to co kochasz, jeszcze żyjesz czyli coś tam na tym zarabiasz albo jeszcze kurcze nie musisz zarabiać, bo ktoś zarabia na Ciebie ( nie ma znaczenia). A one są niewolnikami swoich korporacji i nie mają odwagi spróbować czegoś innego, bo ktoś im wmówił, że sukces mierzony jest awansami. A największym sukcesem jest przerodzenie pasji w zawód 🙂

    Polubienie

Dodaj komentarz

Create a website or blog at WordPress.com

Up ↑